sobota, 15 listopada 2008

Tu seras jamais dans la misère

A jednak się stało - mimo horoskopowej przepowiedni, wyczytanej jeszcze na Gwadelupie - ostatecznie wylądowałam "w biedzie", czy raczej - jak można odczytać poniżej - w "La Misère". Przez dwa miesiące mieszkałam w tej właśnie jakże pochlebnie nazwanej miejscowości! Dodam może tylko, że to właśnie La Misère, a nie stolica Victoria, jest domem wszelkich osobistości - ministrów, doradców, etc... Mnie żyło się tam raczej skromnie, ale przez to i bardzo spokojnie. Uczta dla ducha!

Despite what I read in one of the Guadeloupian horoscopes (that I'd never be in misery), in the Seychelles I came to live exactly in "misery" or rather in "La Misère." Two months in misery, quite an achievement! Yet, it's important to point out that this "misery," and not the capital Victoria, is the neighborhood of all the big fish in the country. Myself, rather than any luxury, I found in La Misère the peace and quiet which I appreciate greatly!

The wooden house - very cozy! And then two dogs, some chicks, and a goat in the garden. Quite an idyllic atmosphere...


In the garden I also took some botany lessons. For example, for the first time in my life I saw a cocoa fruit (yak - bitter seeds!).

Some more garden treasures: bananas, papayas, "fruit à pain"...
My Seselwa host-family, who on the day of my arrival took me on a very nice walk in Beauvallon at the sunset...

La Misère and its particular neighborhood.

Brak komentarzy: